Hong Kong to drugi przystanek w naszej podróży. Zabawiliśmy tam raptem pięć dni, ale to wystarczyło by poznać prawdziwy smak tego wielkiego, krzykliwego i zatłoczonego miasta. Na każdym kroku naganiacze i okrzyki typu 'copy watch' dla Pana, 'copy bag' dla Pani. Ani na zegarki ani na torebki namówić się nie daliśmy, ale za to do skosztowania meduzy nie trzeba nas było długo zachęcać. Zapewne część z Was zastanawia się jak "to" właściwie smakowało: ano było takie gumiaste, lekko chrupkie, jakby się jakieś chrząstki przegryzało, a sama meduza w smaku jest nijaka. Dopiero marynata nadaje jej tego charakterystycznego azjatyckiego charakteru.
A tak można by takie danie przygotować
- 200 g pociętej na wstążki meduzy
- 2 łyżki uprażonych ziaren sezamu
- marynata: olej sezamowy, sos sojowy, ocet ryżowy, cukier (składniki połączyć i wymieszać)
Opłucz meduzę w zimnej wodzie i zalej na 15 minut wrzątkiem. Powtórz to kilka razy, a na koniec dokładnie osusz meduzę. Następnie zanurz ją w marynacie i zamieszaj. Odstaw do schłodzenia na 30 minut. Przed podaniem posyp ziarnami sezamu.
PS. My musieliśmy zjeść taką meduzę patyczkami:)
3 komentarze:
rety, rety, wygląda niesamowicie, w pierwszej chwili myślałam, że to zwyczajny makaron!
Jestem ciekawa jak smakuje
jestem bardzo ciekawa takiego wydania meduzy, wygląda bardzo apetycznie. Pozdrawiam
Widzialam meduzy w azjatyckich supermarketach, ale zdecydowanie sie nie skusimy. Nawet moj maz, ktory zje niemal kazdego morskiego stwora, powiedzial nie.
Prześlij komentarz